Co wolno dziewczynkom, a nie wolno chłopcom

Co wolno dziewczynkom a nie wolno chłopcom

Sytuacja stara jak świat – dzieci się nawzajem zaczepiają. Co jednak z czasem się zmienia, to reakcja otoczenia na reakcję dziecka. Co więc dzisiaj wolno dziewczynkom, a nie wolno chłopcom?

Stereotypy nie są niczym dobrym – szufladkują, zamykają nas na bliższe poznanie, przyczepiają łatki, określają ramy. Ci są tacy, tamci owacy. Oni powinni się zachowywać tak, a tamci siak. Według badań, stereotypy związane z płcią funkcjonują już od bardzo wczesnych lat dziecka, ucząc go, jak powinien, a jak nie może się zachowywać, bo jest chłopcem lub dziewczynką. Inne oczekiwania mamy względem chłopców, inne wobec dziewcząt. Tak mówią badania, które zgłębiałam na studiach.

Mając tę świadomość uważnie przyglądałam się swojemu procesowi wychowawczemu względem dzieci. Czasami „programowałam” chłopca na chłopca, czasami zupełnie miałam to gdzieś. Tak się składa jednak, że dzieci mają do czynienia ze znacznie większą ilością wzorców niż mama (i całe szczęście!)  – jest tata, dziadek, są bajki, są inne dzieci w przedszkolu, są nianie, ciocie, babcie, panie przedszkolanki. Chłopak wyrasta na chłopaka, dziewczynka na dziewczynkę z całym dobrodziejstwem tego, jak otoczenie wyobraża sobie chłopca i dziewczynkę i jak dziecko samo widzi się w tym wszystkim.

Oczywiście, do całej tej otoczki związanej z procesem wychowawczym należy dodać osobowość, temperament, geny. Są zagorzali zwolennicy determinizmu genetycznego i ni w ząb nie da się im przetłumaczyć, że geny to tylko część całości, a człowiek potrafi się zachowań wyuczyć, dostosować do otoczenia, wtopić w tło, socjalizować. Nieistotne. Geny to geny i koniec. Ja się z tym nie zgadzam. Środowisko znacznie modyfikuje człowieka i o ile nie mamy wpływu na uwarunkowania genetyczne związane z pewnymi predyspozycjami do chorób, o tyle możemy je odpowiednią jakością życia zminimalizować, a już tym bardziej mamy wpływ na swoje zachowanie. Tu jednak ważna jest świadomość i chęci, ale to bardziej w naszym, dorosłym życiu.

No ale dość tych dygresji. Wracam do tematu, co wolno dziewczynkom, a co dawniej było zarezerwowane dla chłopców, a czego z kolei dzisiaj raczej chłopcom nie wolno. Wracam do szkoły.

Szkolne bójki

Dawniej, że tak powiem – za moich czasów – na zaczepki reagowało się w sposób jasno określony. Obowiązywała kilkustopniowa reakcja. Odpowiadało się słownie, groźbą, a jak i to nie skutkowało – w grę wkraczały rękoczyny i nikt wielkich afer z tego nie robił. Dzisiaj nadal się spotyka podobny schemat z tym, że faza końcowa wiąże się z ostrą jazdą u pani, rodziców, sąsiadów i w ogóle, szlabanem. I czasem to bardzo dobrze. Bić się nie wolno. Bicie jest złe. Bicie jest groźne. Bicie nie jest metodą. I ja się z tym zgadzam.

Tu pominę wątek, który mogłabym mocno rozwinąć, dotyczący tego, jak inaczej można rozwiązywać sytuacje konfliktowe w szkole, zanim dojdzie do fazy „chcę bić”. Wielokrotnie byłam na dywaniku w szkole z powodów rozmaitych. Zupełnie niepotrzebnie. Należało zacząć od początku – od przyczyny powstawania konfliktu, co jest zadaniem wychowawcy, ewentualnie szkolnego pedagoga, psychologa, przy współpracy z rodzicami. Błędy w prowadzeniu klasy od wczesnych lat szkolnych ciągną się w postaci opinii za uczniem do końca podstawówki. No chyba że znamy mechanizmy i zadziałamy jak trzeba.

Podsumowując – teraz chłopcom bić się nie wolno, nawet jeśli są zaczepiani, przezywani, notorycznie frustrowani i nie otrzymują pomocy. Nie mogą swoich emocji się pozbyć w od wieków znany sposób. A do tego mają przyzwolenie na wzajemne, tak niewinne przecież zaczepki. „To chłopcy, oni muszą.” Ale jak rozwój sytuacji sprzyja groźniejszym sprawom, wtedy jest „agresja w domu i poważna sprawa”.

A dziewczynkom jednak wolno!

Co do relacji chłopcy – dziewczynki, to dziewczynki są według mnie na uprzywilejowanej pozycji. Jeśli zaczepia je chłopak, mają prawo zwrócić uwagę. Mogą iść do pani. Nikt ich za to nie oskarży, że są głupie, skarżą, itd. Wtedy są dzielne, bo mają odwagę się bronić. Co więcej, mogą nawet czasem oddać. Nikt im za to nic nie zrobi. Wzbudzają podziw „Łał, dziewczyna mi wlała!”

Gołym okiem widać, że coś nam się zaburza. Że w relacji chłopak – dziewczyna produkujemy silne dziewczyny i sfrustrowanych chłopaków, którzy muszą znosić zaczepki, ale nie mogą sobie z nimi radzić „po męsku”, a egzekwowanie pomocy jest oznaką słabości.

Nie mówię, że pochwalam to, że kiedyś organizowano szkolne bójki na korytarzu i że tak powinno zostać. Jestem za tym, aby sprawiedliwie podchodzić do konfliktów i relacji między dzieciakami już na etapie rodzenia się konfliktu. Choć właściwie znany nam z dzieciństwa system i pewien porządek rzeczy pomagał wzrastać w poczuciu bezpieczeństwa i znajomości reguł rządzących światem.

Poza tym, pozwolić dzieciom we własnym zakresie radzić sobie z ich dziecięcymi kłopotami pozwala im wierzyć we własne możliwości. O ile są w stanie sobie z nimi radzić, bo znają reguły i te reguły nie zmieniają się z dnia na dzień.

Stara dobra szkolna dżungla

Pozwalanie na wzbudzanie frustracji, a zabranianie radzenia sobie z nią tak jak dziecko umie, nie jest dobrym sposobem. Bezpieczny schemat rozwiązań, uznawany przez wszystkie strony,  jest potrzebny. Choć szkolna dżungla ma też swoje zalety. Taka idealna szkolna dżungla pozwala nauczyć się radzić sobie w wielu różnych sytuacjach, uczy asertywności, sprytu, radzenia sobie ze stresem.

Ale wiem, że dżungla idealna nie istnieje. Dziś jest chyba dużo trudniej i dzieciom, i rodzicom, i nauczycielom. Dzieci muszą się stawać szybciej dorosłe, czasami w swoich wyborach bardziej dojrzałe niż nauczyciele czy rodzice. Żyją w hiperdynamicznie zmieniającym się świecie i często bez potrzebnego wsparcia. Dźwigają więcej ( i w tornistrach chyba też). Koniec końców jestem za tym, żeby dzieciom oddać ich beztroskie dzieciństwo, w którym panują jasne reguły, a dorośli są konsekwentni.

Fot. Pexels, pixabay.com

mamafit

Hania, nadaktywna mama dwójki, fitnesska, humanistka. Na blogu piszę o zdrowiu, aktywności, rozwoju, relacjach i o tym, jak łapać życie garściami, cieszyć się dziećmi i jednocześnie rozwijać pasje. Tak, można :) Rozgość się :)

Przeczytaj również
Wakacje - jak dla kogo