Selekcja Natalia Rybarczyk – jak podjęłam wyzwanie

Ten rok jest dla mnie pod wieloma względami przełomowy. Skończona czterdziestka jako symboliczna data kończy jedno i zaczyna drugie. Jest też wyraźnym sygnałem upływu czasu. I tego, że to, czego nie zrobiłam, na zawsze już zostanie na liście rzeczy „nie zrobiłam wtedy, kiedy miałam”. Taka rysa.

To wszystko daje mi kopa do tego, żeby jednak zabrać się za siebie i zrobić to, co chcę. Żeby już nie odkładać. Nie czekać na lepszy moment. Nie nadejdzie lepszy moment. Teraz jest wystarczający.

Postanowiłam w tym roku, że nauczę się angielskiego tak, żeby już nie szukać słówek w głowie. Żebym nie czuła straty z powodu tego, co kiedyś umiałam, a co przez kilka lat nieużywania języka wyparowało. Pewnie, że nie ma lepszego sposobu na język jak zamieszkanie w naturalnym środowisku, ale jak nie mam takiej możliwości póki co, chcę wykorzystać te opcje, które są na ten moment dostępne dla mnie.

Postanowiłam też wziąć się za swoją formę. Zapisałam się na intensywne, codzienne treningi do Selekcji Natalii Rybarczyk. Namówiłam Zbyszka. Dziś był pierwszy dzień – spotkanie o ósmej rano. W niedzielę nawet ósma rano jest ciężka. A od jutra do piątku codzienna zbiórka o 6 rano w City Zen. Budzik nastawiony na 5. Jestem podekscytowana. Chcę to zrobić. Chcę wrócić do formy i chcę móc na sobie polegać. Żadnego lenistwa. Żadnych wymówek.

29.10.17 Niedziela

Dzisiaj byliśmy mierzeni – waga, skład ciała, obwody. U mnie 60,02 kg, 100 cm w biodrach, 74 w pasie, 29,5 w bicepsie prawej ręki. Po 8 tygodniach, przed samą Gwiazdką, kończymy treningi. Jutro testy sprawnościowe. Ciekawe jak to przeżyję.

I mała konfrontacja. Ja jako instruktorka dawno poza branżą i ten zajebisty team mistrzów Polski. Natalia – taekwondo, Dominika – kajaki, Paweł – boks, i inni, których jeszcze nie pamiętam, ale wiem, że mają na swoim koncie wyrzeczenia, łzy, pot i smak zwycięstwa. Który co daje? Satysfakcję? Świadomość końca? Konieczność wyznaczania sobie kolejnych celów i znów pracę, by je osiągnąć. Imponuje mi to. Inspiruje. Chciałabym tak umieć. Zaplanować i zrobić.

Dobrze. Co w takim razie? Jutro pobudka o 5. Trening 6-7. Dobrze że jest zmiana czasu. Ta szósta to w rzeczywistości siódma. Fajnie że Zbychu się zdecydował. Cieszę się z tego. Myślałam, że postuka się w głowę, co ja znowu wymyśliłam, jak to niestety często bywa. Ale nie. 🙂 Co za ulga!

30.10.17 Prawdziwa SELEKCJA dzień pierwszy

Obudziłam się sama z siebie. Ciemno, ale jestem wyspana. Czyżbyśmy zaspali? Gramolę się z łóżka. Jest czwarta. Jeszcze godzinka. O piątej nie mogłam wstać, ale się zwlekłam. Zjadłam małą kanapkę, zapakowałam do torby wodę i banana. Idziemy.

Rozgrzewka jak za starych dobrych lat na wuefie. Bieg dookoła sali, krążenia, podskoki, wyścigi. Już po pierwszych 4 kółeczkach czułam walące dziko serce. Nienawidzę WF-u. Pocenia się, robienia tego wszystkiego jak panny z jeziora łabędziego. Ale trudno. Chciałaś, masz. Teraz rób.

Próby sprawnościowe

Próby sprawnościowe to 8 ćwiczeń w parach, po minutę na jedno ćwiczenie. Ty dajesz z siebie maksa, druga osoba zlicza ilość powtórzeń. Już po 15 sekundach czujesz jak odchodzą z ciebie wszystkie siły. Ale jeszcze ciśniesz, ciśniesz, a na koniec to już dętka. I tak 8 razy. W sumie 16 minut – minuta trening, minuta regeneracji. A potem bez doprowadzenia organizmu do stanu wyjściowego, marsz do szatni, do jutra!

Oooo, bo zaraz zemdleję! Usiadłam, zwiesiłam głowę na dół. Mój organizm jedynie dobrze znosi aerobowy fitnessik, ewentualnie spokojne ćwiczenia wzmacniające plus rozciąganie. A nie TAKIE POMKI PODSKOKI WYSKOKI PRZYSIADY BRZUCHY I SPRINTY. O, to był trening mega wykańczający! Ledwo doczłapałam się do auta i z każdą minutą czułam się coraz gorzej. Jak na kacu. Wchodząc do domu trzęsły mi się nogi. Nie dojdę, no nie dojdę! Ale dotarłam, zdjęłam ostatkiem sił buty i rzuciłam się w kurtce, czapce i szaliku na łóżko.

Kryzys pierwszej godziny

Podobno tak to jest. Szok dla organizmu. No chyba że jest zaprawiony w boju. Mój nie jest. Dawno nie ćwiczyłam tak intensywnie, a te parę machnięć nogą to tak jakby splunąć z wiatrem. Więc nastąpiło natychmiastowe odwodnienie plus zatrucie nadmiarem chemii wyprodukowanej w trakcie niedotlenienia. Będę rzygać. Kręci  mi się w głowie. Słabo mi. I tak bym leżała, gdyby nie dziecko, które trzeba wyprawić do szkoły. Zrobiłam sobie wodę z rozpuszczalną multiwitaminą. Cukier mi pomógł. Po mału zaczęłam dochodzić do siebie, śniadanko dla dzieci, spacer z psem.

Teraz jest już 10. Zjadłam drugie śniadanie – resztę kanapki i owsiankę. Jestem z siebie bardzo dumna. Aczkolwiek zastanawiam się jak to będzie jutro. Czy tak samo koszmarnie? No i mój plan, że fajnie raniutko dwie godzinki i do 10 mam napisane trochę książki to jednak chyba trzeba zweryfikować. Znowu.

31.10.17 Selekcja dzień drugi

Dziś przeżyłam. Na lekkich zakwasach po wczoraj (mam wewnętrzne mięśnie ud!!!) dałam radę. Dziś było zdecydowanie bardziej aerobowo, trening wytrzymałościowo – siłowy, choć praca tylko własnym ciałem. Kilka serii tych samych ćwiczeń. Najtrudniejsze dla mnie są pompki. Nogi mam mocne, rozciągnięta jestem, kondycyjnie też daję radę. Ale ręce słabiutkie. Ciekawe czy kiedykolwiek w życiu zrobię wymyk. Wymyk to wisienka na torcie mojej treningowej przygody. Jeszcze nigdy nie udało mi się go zrobić. Robiłam już szpagaty we wszystkie strony, potrafiłam zrobić piękny mostek i przejść z niego do stania. Dobrze jest tak oddać się w ręce mistrzów i zrobić coś ze swoim ciałem.

Cieszę się też, że robimy to razem. Ja i Zbychu. Wreszcie, mam nadzieję, nie skończy się na dwóch tygodniach, tak jak kiedyś z porannym bieganiem. Jedziemy do świąt, a potem? A co potem? Potem przyjdzie nowy rok, nowe postanowienia. Fajnie byłoby to podtrzymać.

Dwa lata temu krążyła po naszym domu taka oto piosenka, którą spontanicznie wymyśleliśmy podczas codziennej krzątaniny. Na wzór tej oto:

– Do odchudzania jeden krok – to Zbychu
– Następny zrobię już za rok – to ja
– A potem może nigdy więcej – to Zbychu

No i tak z dobrym humorem przechodziliśmy nad tym do porządku dziennego, wsuwając batonika i cierpiąc z powodu bólu pleców.

Okey. Jedna ważna sprawa do przodu – trening. Jest mega sukces.

Z moich planów na ten rok, a zostało raptem dwa miesiące, to jeszcze tego trochę jest. Gdzieś zgubiłam kartkę z celami. I tak to jest ze mną. Trzeba by chyba stworzyć nową. Zobaczyć, jak się kiedyś znajdzie tamta, czy nadal to samo jest dla mnie ważne.

Cieszę się. Jestem z siebie mega zadowolona. No i trening nie jest nudny. To nie jest siłownia, gdzie w kółko robisz to samo, jak na milonie. Tam w sumie wszystko było łatwiutkie. Ale nie pracowało całe ciało. To dobry trening dla odmiany, dla osób po kontuzjach, starszych. I na pewno bezpieczny. Wszystkiego warto spróbować.

P.S. Jest 12. Czuję moc. Tego mi brakowało. Tak. Ja bez intensywnego ruchu mam depresję.

02.11.17 SELEKCJA dzień 3 i 4

Wczoraj z racji święta Wszystkich Świętych trening online – live z Krynicy. W końcu było rozciąganie. Były jak zwykle pompki i inne ćwiczenia w padzie, których nie mogę wykonać ze względu na zakwasy dolnych mięśni brzucha.

A dziś trening tzw. pluton – wytrzymałość szybkościowa. Do tego stopnia szybko, że omijałam co drugie ćwiczenie, więc nie do końca efektywnie. Nie było rozciągania, bo jest niewskazane – mięśnie są zbyt napięte.

Kiedy będę w stanie wykonać już wszystkie ćwiczenia w padzie, a do tego zmieszczę się w tempie, to będzie duży sukces. Myślę, że wtedy się spocę.

Szczerze mówiąc, więcej się pociłam w trakcie mojego aerobiku – ruch non stop w tempie, z przyspieszeniem na końcu plus trening wzmacniający w parterze. Ale wtedy nie wiedziałam, że dolne mięśnie brzucha tak pracują przy padzie. Nie przypominam sobie, żebym robiła te ćwiczenia – za trudne. Co najwyżej babskie pompki w klęku podpartym. Nic, trzeba spojrzeć prawdzie w oczy – trochę wyszłam z formy po 15 latach.

Tak w ogóle, czuję się bardzo dobrze – wstawanie rano i trening o 6 są bardzo pobudzające i motywujące na cały dzień. Tak rozpoczętego dnia nie można zepsuć żadnym lenistwem. Za to trzeba wykorzystać, żeby był naprawdę udany. A więc zdrowe posiłki, lista zadań i konsekwentnie z nimi do przodu.

Dobrze poddać się konfrontacji z lepszymi.

03.11.2017 Dzień piąty

Dziś tzw. fala – praca w parach i grupach. Ciągle bolą mnie przywodziciele i dolne mięśnie brzucha, które uniemożliwiają zrobienie deski. Mimo wszystko brakuje mi mojego fitnessu. Mam wrażenie, że trening był bardziej kompleksowy.

Dziś rano wstałam, patrzę na siebie w lustrze i mówię do Zbycha.

– Wydaje mi się, ze wyglądam na mniej zmęczoną
– A ja widzę że masz worki
– No worki to mam, ale nie jestem tak opuchnięta jak zawsze
– Bo nie masz czasu opuchnąć w tym łóżku!

No i tak. Kwintesencja 🙂 Jeszcze 7 tygodni, a ja zastanawiam się, co dalej. Jak się utrzymać w dobrym rytmie? Może basen dwa razy w tygodniu?

Fajnie byłoby wrócić do treningów.

Selekcja Natalia Rybarczyk

Selekcja Natalia Rybarczyk – tydzień 1

06.11.17 Nowy tydzień – SELEKCJA trening #6

Po tygodniu wstawania o piątej sobotę zaczęliśmy dość wcześnie. W nocy impreza – 20 lecie ślubu naszych przyjaciół. Kondycja znacznie lepsza – tańce szły nam nieźle.

Dzisiejszy trening na wytrzymałość tlenową, pojedyncze ćwiczenia po minutę każde. Nadal bolą mnie dolne mięśnie brzucha i wewnętrzna strona ud. Nie mogę zrobić deski. Robię, ale trzymam 5 sekund. Mówię, że moja deska jest złamana :). Mam też kłopot z unoszeniem wysoko nóg ugiętych w kolanie. Mam nadzieję, że niedługo mi się rozejdą te zakwasy.

08.11.17 Środa – trening #7/8

Wczorajszy trening opuściłam, byłam w Warszawie w Pytaniu na Śniadanie. Tu LINK. Ja, weteranka doświadczona we współpracy z nianiami wypowiadałam się jako mama –  specjalistka.

Zafundowałam sobie wycieczkę, w której zrozumiałam, że bardzo tęsknię za dziećmi i ten poranny trening jest dla mnie całkiem ważny. Budynek TV już nie był taki okazały jak te kilka lat temu, program to przetwórnia różnych twarzy, a ja sama powinnam powiedzieć „nie” i mieć święty spokój. Jedno co dobre, minęły mi zakwasy. W końcu mogę w pełni ćwiczyć. Chociaż trudno powiedzieć, że to był dzień bez treningu. Tak się spieszyłam na pociąg powrotny do domu, że wpadłam na stację dosłownie mokra. Nie zrobiłam sobie nawet zdjęcia na słynnej ściance. Priorytety. Jeszcze nie raz będzie okazja 😉

Co do treningu, jestem zadowolona. Zawsze jest coś trudnego, zawsze muszę pokonać samą siebie. Środa – caprztyk, mój ulubiony trening mięśni głębokich – coś co znam i w miarę mi wychodzi.

09.11.17 Czwartek trening #9

Jest coraz lepiej. Minęły mi zakwasy, spokojnie zaczynam robić pompki i deski. Jeszcze nie jest idealnie, jeszcze się męczę, ale już jest mały sukces. Dziś był pluton egzekucyjny, kilka serii po 4 ćwiczenia ze wzrastającym tempem, po minutę na każde ćwiczenie. W końcu się spociłam i poczułam energię w całym ciele. To też mój ulubiony trening. 🙂

Selekcja tydzień 2

Selekcja tydzień 2

14.11.17 Piątek, Poniedziałek, Wtorek – treningi #10 – 12

Łatwiej mi wstać o 5 niż zazwyczaj o siódmej. Choć dziś po powrocie odsypiałam, było mi zimno, położyłam się z Małą do łóżka. Leci mi krew z nosa. Myślę że wczesne wstawanie i późne chodzenie spać to nie jest najlepsze połączenie.

Piątek, czyli jak ja to nazywam WF. Trening, który najmniej lubię.

Poniedziałek – cardio, a więc można się bardzo dobrze spocić.

Wtorek – to dziś tzw. unitarka czyli kilka serii po cztery ćwiczenia z wzrastającym tempem do maksymalnego. Idzie mi coraz lepiej, są jakieś delikatne zakwasy, ale czuję się silniejsza, bardziej sprawna. W parze z wysiłkiem i jednocześnie relaksem ciała idzie jakieś tsunami umysłowe. Wysiłek dobrze mi robi.

Właśnie trening daje mi do myślenia, że od samego myślenia nic się nie zadzieje. Trzeba działać, korzystać z czasu jaki mamy. Nie lenić się. Co z tego, że jestem na treningu jak oszukuję sama siebie i nie wykonuję ćwiczeń dobrze, nie daję z siebie maksa? Dla kogo to robię? I po co?

Selekcja tydzień 3

Selekcja tydzień 3. Jaka euforia! 🙂

21.11.17 Wtorek – Selekcja 4 tydzień

Jak widać z biegiem czasu, trening stał się normalnością na tyle, że nawet nie wiadomo co tu pisać. Wstaję rano, jadę, ćwiczę, pocę się jak świnia albo dwie, albo mniej, wracam i jest nowy dzień. Zakwasów nie ma. Pompki są. Luz.

SELEKCJA NR

Selekcja 4 tydzień.

Aktualizacja 28.12.17

Czwartek – tydzień po zakończeniu treningów z Selekcją Natalii Rybarczyk

Po tych pierwszych czterech tygodniach motywacja siadła mi na maksa. Testy sprawnościowe pokazały postęp, ale waga ledwo drgnęła. Na szczęście piąty tydzień rozpoczął się z dodatkowym obciążeniem – stepy, sztangi, ciężarki. Urozmaicony trening pozwolił też chyba na większą efektywność, więc spokojnie dotrwaliśmy do końca, ciesząc się każdym tygodniem, z którym zbliżaliśmy się do końca. A kiedy wreszcie nastał ostatni tydzień, dostaliśmy turbo energii. Nie można opuścić ani jednego powtórzenia! Ale po ostatnim, wigilijnym spotkaniu, na które tak się cieszyliśmy, wpadliśmy w jakąś depresyjną dziurę. Zamiast się cieszyć, że daliśmy radę, było nam mega smutno. Bo co będzie dalej?

Całą przygodę z Selekcją opisuję TUTAJ.

Selekcja tydzień 5

Selekcja tydzień 5

Selekcja tydzień 6

Selekcja tydzień 6

Tydzień 8

Tydzień 8. ostatni. Jest power!

Było super 🙂 Dziękuję Selekcjo!

Foto: Wszystkie zdjęcia Selekcyjne z fanpejdża Selekcji. Zdjęcie tytułowe – 8 tydzień.

Tagi : ,
mamafit

Hania, nadaktywna mama dwójki, fitnesska, humanistka. Na blogu piszę o zdrowiu, aktywności, rozwoju, relacjach i o tym, jak łapać życie garściami, cieszyć się dziećmi i jednocześnie rozwijać pasje. Tak, można :) Rozgość się :)

Przeczytaj również