Warzywa i owoce, czyli co (nie) smakuje naszym dzieciom?

Warzywa i owoce

AKCJA PROMOCYJNA | Przeglądając ostatnio swoje materiały do książki, natknęłam się na stare notatki związane z Projektem MamaFit. Taki codzienny brudnopis z zadaniami bieżącymi i pomysłami na przyszłość.

Jednym z pomysłów była akcja dla szkół „Zdrowo jem”, innym akcja „Ruszam się, jestem zdrowy”. Takie robocze tytuły, ale wiadomo, o co chodzi – promocja zdrowego stylu życia już od najmłodszych lat. Chociaż szkoła to jedno, a dom to drugie. Jeśli szkoła uczy jak się zdrowo odżywiać, a w domu zapasowe chipsy i cola, to ta nauka o zdrowiu będzie dość mocno kuleć. Jedna noga – warzywa i sport. Druga moczy się w słodkich napojach i tuczy się chrupiącą chemią.

Staram się stać na obu nogach równo. I chociaż nie jest tak, że u nas nigdy nie ma chipsów, nie ma pepsi (coli nie ma 🙂 ), nie ma pizzy. Jest, zdarza się raz na ruski rok. Ale generalnie jemy ogórki, pomidory i kiszoną kapustę albo własnoręcznie przyrządzoną kolorową tartę
z owocami.

Zresztą pisałam o mojej wizycie u dietetyka. I o tym, że z dziećmi pod względem warzywnym nie jest tak pięknie, jak bym sobie tego życzyła, chociaż coraz lepiej, bo się nie poddaję i stoję nad nimi z groźnym „Zjedz tego ogórka!” plus proszę o wyrozumiałość rodzinę – mniej słodkiego, więcej zdrowego.

Dlaczego oni tak nie lubią warzyw?

Gdzie był błąd? Może nigdzie, ale ja mam swoją teorię. Moje dziecko do pierwszego roku życia jadło już prawie wszystko. Kiszonego ogórka Mała wcinała, aż jej się uszy trzęsły. Ale też
i dużo chorowała. Kiedy podczas choroby nie jadła nic, karmiłam ją tylko piersią. A mleko jest słodkie. Kiedy odbierałyśmy starszego syna z przedszkola, czasami kupowałam kilka sztuk cukierków. Krówki, irysy. Po 1 dla każdego. Każde spotkanie z dziadkami to czekoladowa uczta. No i co tu kryć, Mała sporo czasu spędzała u Niani. Poza kontrolą.

W efekcie miałam w domu dwa warzywne niejadki, chorowite, alergiczne, z podejrzeniem astmy od urodzenia. Stale na lekach, stale pod kontrolą lekarzy. Kiedy syn miał 10 lat, postanowiłam stanąć na rzęsach, żeby zaczął jeść więcej warzyw. Za córkę zabrałam się, kiedy miała 9 lat. Za późno, uważam. Ale wcześniejsze próby, jak sobie przypominam, też miały miejsce. Pół godziny tortur siedzenia przy talerzu i próba zjedzenia jednej fasolki szparagowej, zakończone wymiotami. Koszmar. Trzeba zaczynać bardzo wcześnie i nie przerywać tego, co dobre.

Dobrze powiedzieć. 😉

No właśnie, ale wracając do tematu, bo zaczęłam od szkolnej akcji, którą sobie w głowie wymyśliłam, zapisałam w zeszycie i koniec.

Zostałam ambasadorką!

Z dumą, choć trochę może na wyrost, mogę się pochwalić, że właśnie oto zostałam ambasadorką takiej akcji. A na pewno nie przesadzę, jak powiem, że zaangażowałam się w jej promocję. Podpisuję się pod nią rękami i nogami.

Zdrowa akcja w szkole

Akcja dotyczy szkół podstawowych, jest skierowana do dzieci z klas I–V. Jest szansa, że będzie rozszerzona na starszych uczniów, ale na to potrzeba jeszcze czasu i budżetu. To unijny projekt pod nazwą „Program dla szkół”, jego celem jest upowszechnianie zdrowych nawyków żywieniowych wśród uczniów. To kontynuacja dotychczasowych programów „Owoce
i warzywa w szkole” oraz „Mleko w szkole”, które od roku szkolnego 2017/2018 zostały połączone w jedno działanie.

Warzywa, owoce i mleko

W ramach programu dzieci kilka razy w tygodniu otrzymują bezpłatnie owoce, warzywa lub soki, a także mleko i przetwory mleczne. Aby zwiększyć atrakcyjność i skuteczność projektu, rozszerzono katalog produktów, aby dzieci miały możliwość poznać i polubić nowe smaki. Teraz są to: jabłka, gruszki, truskawki, śliwki, marchewki, rzodkiewki, papryka słodka, pomidorki, kalarepa, soki oraz mleko i jego przetwory.

Żeby dziecko mogło wziąć udział w programie, szkoła potrzebuje zgody rodzica. U nas wszystkie formalności mają miejsce na pierwszym zebraniu. Córka idzie do piątej klasy. Jeśli programu nie uda się rozszerzyć, to będzie jej ostatni rok, kiedy będzie mogła z niego skorzystać, a szkoda, bo z tą edukacją warzywną jest już u nas coraz lepiej. I chociaż mogę jej dać do śniadaniówki kawałek papryczki i jabłko (co też codziennie robię) to jednak jedzenie
z innymi dziećmi tych „szkolnych” warzyw i owoców, z pewnością ma wpływ.

Program w Twojej szkole

Daj znać, czy w Twojej szkole działa program? Więcej informacji na temat programu na stronie www.programdlaszkol.org i www.pamietnikchrumasa.pl.

Plakat "Pamiętnik Chrumasa"

Akcja „Program dla szkół”

mamafit

Hania, nadaktywna mama dwójki, fitnesska, humanistka. Na blogu piszę o zdrowiu, aktywności, rozwoju, relacjach i o tym, jak łapać życie garściami, cieszyć się dziećmi i jednocześnie rozwijać pasje. Tak, można :) Rozgość się :)

Przeczytaj również