Listy do M2, a co w tych listach?

Chatka z piernika

MAMAFIT W KINIE | Tak, to się czasem zdarza – bywam w kinie. Najczęściej na bajce, choć ostatnio udało mi się połączyć przyjemne z przyjemnym (dzieci na Hotel Transylwania, ja na Chemię), ale tym razem z okazji wyjątkowej okazji zorganizowaliśmy romantyczne wyjście tylko we dwoje. Były więc, między innymi atrakcjami tego wieczora, Listy do M2, spokojne wędrówki po poznańskim Starym Rynku i noc w hotelu. Rodzicielski superluksus.

W kinie tłumy, ledwo co dostaliśmy dwa miejsca i o dziwo nie w pierwszych trzech rzędach. Postuluję o dopłatę za 30 minutowy bloczek reklam, z czego nawet nie połowa pokazywała nowe filmy, a reklamy powtarzały się, co jak dla mnie – reklamowego pożeracza (takie zboczenie zawodowe), jest niedopuszczalne, a dla zwykłych oglądaczy, jak sądzę – masakryczne.

No, nareszcie – zaczyna się. Opinie dobre, sama nie wiem jak wielkich wzruszeń się spodziewam. Może nawet niezbyt wielkich, ale żeby chociaż wyjść choć trochę, no nie wiem, nie zdegustowana. To już coś w polskim kinie z gatunku lekkich i przyjemnych.

Bo takie są właśnie Listy do M2

Lekkie i przyjemne, choć zarysowują i cięższe wątki. Bohaterowie, których znamy z pierwszej części w większości dojrzeli, pozmieniali się, dorośli. Niektórzy nadal trwają w udanych związkach, inni nie. Po tych kilku latach widzimy znów Wigilię Bożego Narodzenia – dzień, w którym zbiera się esencja tego, kim jesteśmy, jak żyjemy, jak dobre lub złe mamy relacje ze sobą, z bliskimi, jak szczęśliwa jest nasza codzienność. Oglądamy ich takich odmienionych. Są trochę jak… w świątecznej szklanej kulce. Widzimy wycinek, a na jego podstawie dorabiamy sobie resztę. Całość jest jak lukier, który kapie z ręcznie ozdabianej chatki z piernika, jak lody, których nawet w swym łakomstwie nie zdążymy zjeść zanim się rozpuszczą w upalny dzień.

Fajne kino familijne dla małych i dużych

I tyle. Jest ciepło, trochę śmiesznie, ale przede wszystkim – słodko. Za słodko jak dla mnie. Ale może właśnie takie mają być Listy do M? Pełne prezentów, nadziei, czasu dla bliskich, miłości, radości choćby przez łzy, smutek, chorobę, jakieś braki.

Takie małe przypomnienie o tym, co ważne

Ostatnio furorę robi filmik IKEI o tym, jak to dzieci piszą listy do Mikołaja, a potem listy do rodziców. W tych pierwszych proszą o zabawki i inne typowe dla dzieci i Mikołaja rzeczy. W tym drugim – o czas, o tatę, o zwykłe zwykłości, które chciałyby z rodzicami porobić. Społecznościowe „lubię to” i pospolite wzruszenie.

Bo rzeczy oczywiste przestają być dostrzegalne?

Wiadomo, że zabawki nie zastąpią rodziców. Nie zastąpią miłości i wspólnie spędzanego czasu, razem czytanych bajek, gilgotek, rozmowy. To przecież chyba wszyscy wiemy?

Czy nie?

Fot. Lukrowana, przesłodka i samodzielnie (z gotowych szablonów zakupionych w sklepie) stworzona przez dzieci chatka z piernika, a następnie grupowo zjedzona 😉

mamafit

Hania, nadaktywna mama dwójki, fitnesska, humanistka. Na blogu piszę o zdrowiu, aktywności, rozwoju, relacjach i o tym, jak łapać życie garściami, cieszyć się dziećmi i jednocześnie rozwijać pasje. Tak, można :) Rozgość się :)

Przeczytaj również
Wakacje - jak dla kogo