No ale jak to, bez telefonu?

No ale jak to, bez telefonu?

Kiedyś życie bez telefonu przy tyłku było całkiem normalne. Nie było smsów, gadu-gadu, maili, snapchatów ani żadnych internetów. Za podstawowy komunikator ludziom służyła rozmowa face to face, a nam z konieczności – kartka papieru, znaczek na poczcie i budka telefoniczna.

A i to nie za często, bo drogo. Musiał więc nam wystarczyć jeden list na tydzień, telefon może z dwa razy częściej i spotkanie raz na trzy tygodnie. Miłość na odległość w liceum w czasach przed tech-rewolucją. Czy to w ogóle możliwe?

Rzadko, za to długo. Soczyście. Z opisem przyrody i wszystkiego co po drodze. Tak kwitła nasza miłość przez rok. Pewnych wakacji wybraliśmy się pociągiem w góry. Parę lat wcześniej byłam w Zakopcu ze znajomymi. Mieliśmy fajną kwaterę u jednej pani. Pamiętałam jak tam trafić, więc kiedy zajechaliśmy po nocnej podróży, nie zwracaliśmy uwagi na zapraszających do siebie górali, którzy co pociąg czekali na nowoprzybyłe źródło dochodów.

Ale coś mi się jednak pomyliło. Nie trafiłam. Myślę, zapytam kogoś, przecież tu się wszyscy znają. Pytam więc o panią Kobyłkę, to u niej mieszkaliśmy parę lat temu. Nikt jednak nie umiał mnie nakierować. – Kobyłka? Nie znam…

Nie pamiętam już, jak w  końcu po kilku godzinach siedzenia pod płotem z papierówkami w charakterze wystawnego obiadu, w końcu odnalazłam w zwojach szarych komórek drogę. Jednak to nie była pani Kobyłka. Nazywała się zupełnie inaczej. Nie pamiętam jak. Dla nas jednak na zawsze już zostanie panią Kobyłką – hasłem, które wywołuje wspomnienia tylko nam znane, uśmiech, niedowierzanie, że tak to kiedyś było można.

Bez telefonu, bez maila, Internetu. Doświadczaliśmy góry w całości, chłonęliśmy je. Zdjęcia robiliśmy Kodakiem na kliszę, starannie wybierając miejsca i pozując jak należy. Drugiej szansy nie ma, tylko 36 klatek na cały pobyt. Jeden telefon do rodziców z budki telefonicznej – zajechaliśmy, wszystko ok.

Teraz? Telefon, sms, mail, facebooki, twittery, bez telefonu jak bez ręki. W jaki tylko sposób chcesz możesz się dogadywać, umawiać, opowiadać historię. Na nic nie ma czasu, wszyscy zajęci. Wskutek tego nie można się umówić z nikim, każdy gdzieś pędzi, grafiki wypełnione po brzegi. Każdy jest online. Rzadko kto po prostu jest gdzieś tylko po to, by być, przedłużamy swoje spłycone wrażenia publikując zdjęcia. Liczymy lajki. Żyjemy bardziej online, mniej naprawdę.

Wracając do naszego życia w epoce bez telefonu. Ciężko nam było wytrzymać rok na listach, telefonach z budki i z co trzecim wspólnym weekendem. Minęło trochę lat. Właściwie, to dwie dekady… Teraz mielibyśmy wszystko. A ja jednak tęsknię do czasów, kiedy relacje były głębokie, indywidualne, kiedy można było zwyczajnie pójść do znajomych bez uprzedniego umawiania się, a wszyscy byliśmy dziećmi PRL-u, z taką samą historią, taką samą biedą, tym samym trzepakiem na podwórku i kasetą, na której najlepszy hit pod koniec nagrania przerywał prowadzący.

Fot. Pixabay.com, nasze już prawie też tak stare, a na pewno wyjątkowe

Tagi :
mamafit

Hania, nadaktywna mama dwójki, fitnesska, humanistka. Na blogu piszę o zdrowiu, aktywności, rozwoju, relacjach i o tym, jak łapać życie garściami, cieszyć się dziećmi i jednocześnie rozwijać pasje. Tak, można :) Rozgość się :)

Przeczytaj również
Wakacje - jak dla kogo