Cukierek albo psikus, czyli dlaczego się smucę? Czasami.

Czasem jest smutno. Coś tracimy, czegoś nie dostajemy. Co mamy? Cukierek albo psikus. Smutek pozwala zagłębić się w siebie i poznać, co nas dotyka. Smutek pozwala myśleć i przeżywać. Pozwala być.
Ile powinien trwać zdrowy smutek? Kiedy już trzeba przejść do działania? Niby to sprawa bardzo indywidualna, ale długotrwały smutek „bez przyczyny” to już depresja, stąd psychologowie określają pewne ramy dla różnego rodzaju smutku. Ile czasu mogę się smucić, żeby być w normie? I kiedy mogę się normalnie smucić? A kiedy smutek już nie jest normalny? Trochę to śmieszne, ale pewnie przydatne, żeby poznać co jest w granicach normy, a co należy już leczyć. Za dużo tych dygresji.
Święto Wszystkich Świętych
Poprzedzone dziwnym halołinowym szaleństwem. Czy musimy bezmyślnie przyjmować wszystko, co nas trochę chociaż zaintryguje? Kilka razy zadzwoniły do drzwi dzieci ze swoim „Cukierek albo psikus!” Wcale nie miałam na nie ochoty, więc nie było ani cukierka ani psikusa. Z drugiej strony, oswajanie ze światem duchów też ma swoje plusy. Na pewno lepiej się przebrać i udawać czarownicę niż siedzieć nad talerzykiem w kręgu 10-latków (a potem bać się wejść do piwnicy), co z kolei było dość częstą praktyką w okresie mojego dzieciństwa i to nie tylko w okolicy 1-go listopada.
W tym roku wyjątkowo nigdzie nie wyjeżdżaliśmy
Bliskich mamy daleko, na cmentarzu odwiedziliśmy ich wcześniej, nosimy ich w sercu. W niedzielę wybraliśmy się na Cytadelę, gdzie jest cmentarz żołnierzy poległych podczas drugiej wojny światowej i po niej, w czasie powstań, nalotów i walk. Obok Rosjan rzędy grobów młodych Polaków, piętnastolatków, dwudziestolatków, harcerzy, „zwykłych” chłopców i ich dowódców. Pomniki tysięcy pomordowanych w obozach i w trakcie walki 23 lutego i 28 czerwca. Obok żołnierze angielscy, kanadyjscy. Za wolność, prawo i chleb.
Okiem dziecka
Kiedy byłam mała, uwielbiałam w czasie tego święta moczyć palce w wosku i robić sobie ciepłe, kolorowe, woskowe rękawiczki. Znicze były wtedy w formie szklanych miseczek, więc dostęp do ciepłego wosku był nieograniczony. Wieczorem nad cmentarzem unosiła się kolorowa łuna. Tamten 1 listopada to też dzień, kiedy symbolicznie zaczynał się okres zimowy – kozaki, futerka, rękawice, szale – zbiorowy pokaz zimowych zestawów. Rodzina spotykała się raz na rok i było bardzo sympatycznie. Dziś mamy piękną polską złotą jesień, halołin, a ja nie jestem już dzieckiem. Żyjąc w innych realiach, z dala od rodzinnego miejsca, tłumaczę swoim dzieciom, po co idziemy na cmentarz tego dnia (mimo że nie ma na nim naszych bliskich) i jak możemy zmarłym pomóc przejść do nieba.
Kto się za mnie pomodli, kiedy ja będę się błąkać po świecie jako duch, którego św. Piotr jeszcze nie będzie mógł wpuścić?
Czas na refleksję
Smutno mi pewnie z powodu tego cmentarza, tych milionów dzieci, które chętnie poszły z karabinem na śmierć. Smutno mi, bo wczuwam się w ich matki, żony, siostry. Smutno mi, bo czasem trzeba i na smutek znaleźć miejsce. Smutno mi, bo w wielu miejscach na świecie ciągle trwa wojna, a ludzie umierają setkami każdego dnia, podczas gdy u nas, jak nigdy od lat – wolny kraj, w którym ludzie mają szansę się rozwijać, ale nie robią tego, bo nie wiadomo co. Nie wierzą w siebie, nie wiedzą jak, łatwiej ponarzekać, lepiej udawać, że nie można…
Smutno mi, bo martwię się, żeby przeżyć życie najlepiej jak potrafię. Dać z siebie jak najwięcej, zostawić coś dobrego. I do tego to nie smutek powinien mnie motywować, ale jasny cel i siła wewnętrzna.
Czas zebrać swoje emocje w nową energię, dzięki której (na tyle na ile mogę, na ile mam wpływ, na ile sama jestem w stanie kontrolować sytuację) będę mogła zrobić coś, co da mi pozytywnego kopa, a innym inspirację. Tak wolę. No, głęboki oddech, proste plecy, już! Do roboty 🙂