Jakie naprawdę jest „Sekretne życie zwierzaków domowych”?

Sekretne życie zwierzaków domowych - opinia

Byliśmy w kinie. To wielkie wydarzenie, wybrać się do kina całą rodzinką. Najwięcej cieszy się z tego Mała, bo jesteśmy wszyscy razem. W zasadzie, obojętnie gdzie byśmy nie byli, najważniejsze jest to, że RAZEM. Ale kino to takie podwójne szczęście. Wybraliśmy się na Sekretne życie zwierzaków domowych. Może dowiemy się, jakie NAPRAWDĘ jest to sekretne życie?

Lampka ostrzegawcza powinna mi się zaświecić już w momencie, kiedy przeczytałam, że autorem bajki są twórcy „Minionki rozrabiają”, wyjątkowo głupkowatej według mnie bajki, której chyba nawet do końca nie obejrzeliśmy. Z drugiej strony słyszałam, że film jest fajny, to za wiele nie grzebiąc i analizując (wcale), poprzestając na obejrzeniu filmiku promocyjnego, poszliśmy.

Początek zgrabny, trochę nudnawy, ale umówmy się, życie zwierzaków domowych jest zwykle przewidywalne, nawet gdy zostają same w domu. Te kilkukrotne niespodzianki, jakie czasem zastaję po powrocie do domu, trzeba uznać za zwierzakowy standard, poza tym słodki sen pod kołdrą to to, co akurat nasz pies lubi najbardziej. Choć przyznam szczerze, spodziewałam się kreatywnego podejścia do tematu i dawki świetnego humoru. Niestety.

Akcja w filmie rozpoczyna się, kiedy do sielankowej relacji piesek – pani wkracza kolejny pupil. Zazdrość, chęć utrzymania status quo zarówno u jednego jak i u drugiego doprowadza oba psy na samo dno. I wtedy, w skrócie, do akcji wkraczają bohaterowie znani ze strzelanek dla dorosłych. Tak też rozwija się akcja – James Bond w psiej skórze, rozbite samochody, gangi, słowem przestępczy Nowy York, a w nim miłość, która nie boi się niczego, nawet najgroźniejszych drapieżców.

Próbowałam doszukać się wartości. Na siłę można znaleźć wytrwałość w dążeniu do celu (zarówno dobrego jak i złego). Można znaleźć przyjaźń, która rodzi się w bólach pod wpływem traumatycznych przeżyć, miłość, która uskrzydla. Ale to wszystko niestety pod wieloma warstwami czegoś innego, co sprawia, że ogólnie bajka nie nadaje się zbytnio do rodzinnego oglądania, zwłaszcza z dziećmi poniżej 5 roku życia – nadmiar przemocy, bójki na moście, piski opon. Tak jakby twórcom skończyły się pomysły i w ostatniej chwili stwierdzili, że spróbują zrobić kolejnego Jamesa Bonda w futrzakowej odsłonie, do tego niezbyt oryginalnego. Stary, odgrzewany, zbyt tłusty kotlet, by móc go spokojnie zjeść na obiad. Zdecydowanie lepiej sobie odpuścić.

Mimo wszystko, naszej ośmiolatce bajka sprawiła sporo radości, jednak bez entuzjazmu, z jakim opowiadała o „Mój przyjaciel smok” czy „Hotel Transylwania 2”. Było kilka momentów zabawnych, ale czy muszę zjadać cały tort, przyprawiając się o mdłości, żeby dostać się do kilku orzeszków? Zdecydowanie wystarczy obejrzeć zwiastun.

Filmu Sekretne życie zwierzaków domowych nie polecam.

Tagi : ,
mamafit

Hania, nadaktywna mama dwójki, fitnesska, humanistka. Na blogu piszę o zdrowiu, aktywności, rozwoju, relacjach i o tym, jak łapać życie garściami, cieszyć się dziećmi i jednocześnie rozwijać pasje. Tak, można :) Rozgość się :)

Przeczytaj również
Wakacje - jak dla kogo