Metro 25 lat po

Musical Metro

Wyrosłam na nim, przesiąknęłam. Wszystkie piosenki znam na pamięć. Kasety z nagraniami z przyjemnością słucham do dziś. Metro ze swoją energią dodawało mi siły. Razem z nim budowałam wieżę.

Oczywiste więc było, że muszę je zobaczyć na żywo. Udało się zdobyć bilety. Sobota, szykujemy się. Córcia życzyła nam miłego „koncentru”. A ja nie spodziewałam się, że może być inaczej.

Przed Halą Arena tłumy. Wchodzimy. Mamy kiepskie miejsca, ale trudno. Na telebimach podglądamy początki Metra, młodego Józefowicza, Edytę Górniak, Lubaszenkę, Wajdę, który widział pasję, energię i wiedział, że im się uda.

Metro po 25 latach

Jakie będzie? Otworzyło drzwi wielu artystom, których dzisiaj znamy ze sceny. Czekam.

W końcu są!

Znana muzyka, są też piosenki, które tak dobrze pamiętam. Jest i sam szef z Nataszą. Fajnie zobaczyć ich na żywo, szkoda tylko, że miejsca nie pozwalają nam być wewnątrz do końca. Część emocji widać na telebimach. Siłą rzeczy porównuję oryginalne głosy do tych, które słyszę na żywo. Wielki głośnik zakłóca odbiór.

Jeśli chodzi o treść i formę, nie mogę się powstrzymać od odniesień do „Mam Talent” i wszystkich innych tańców z gwiazdami. Nowość sprzed 25 lat trochę się przykurzyła codziennością, zrobiła się zwykła, normalna, oklapnięta. Jestem ciekawa, jak wyglądał oryginalny spektakl. Piosenki znam, ale samego przedstawienia w całości nie widziałam. Na pewno zobaczę, żeby się dowiedzieć, co się zmieniło.

Trochę się nudzę. Żałuję, że nie wzięliśmy dzieciaków. Dla nich mogłoby to być ciekawe doświadczenie, ale chcieliśmy przeżyć to sami. Zastanawiam się, czy to tylko ja mam takie wrażenia, ale mąż podziela moje zdanie.

Brakuje energii. Brakuje pasji. Czuję się trochę tak, jakbym chciała znów poznać smak gumy balonowej i zbierać historyjki. Jakbym znów chciała mieć 15 lat. Ale nie mam. Świat jest inny. I choć „marzenia młodych ludzi są zawsze takie same” mam wrażenie, że Kaczora Donalda i Delfina Uma trzeba zostawić tam, gdzie ich miejsce. Nie da się cofnąć czasu i poczuć tego samego tak samo.

Wychodzimy trochę zdegustowani.

Legenda, jednak tak

Minął tydzień. Oglądam Metro sprzed 25 lat. Znane głosy, ta sama muzyka, z którą rosłam z nadzieją na lepsze jutro. Mimo że było to 25 lat temu i jakość nagrania na YouTube nie jest doskonała, z ekranu bije energia. Czuć pasję. Jest to, czego się spodziewałam – przedstawienie dopięte w każdym calu, w każdym milimetrze. Legenda, która otworzyła ludziom drzwi do sukcesu.

Treść, o dziwo, słowo w słowo, niemal ta sama. Dwadzieścia pięć lat temu to była szalona wizja, nowatorskie treści i wykonanie skazane na sukces. Chylę czoła. Tym bardziej podoba mi się Metro sprzed 25 lat. Jakby Józefowicz przeniósł się do przyszłości i zrobił musical, bo wiedział, że to będzie TO. Coś niezwykłego. Coś, kurcze, cholernie niesamowitego.

Jakie będą marzenia młodych ludzi za 25 lat?

Bo wykonania nie jestem specjalnie ciekawa…. No, chyba że wróci do niego ta pierwotna pasja. Perfekcja. Energia. I siła młodości, której tak potrzebował reżyser.

Zdjęcie – źródło musical-metro.pl

mamafit

Hania, nadaktywna mama dwójki, fitnesska, humanistka. Na blogu piszę o zdrowiu, aktywności, rozwoju, relacjach i o tym, jak łapać życie garściami, cieszyć się dziećmi i jednocześnie rozwijać pasje. Tak, można :) Rozgość się :)

Przeczytaj również
Wakacje - jak dla kogo