Nie mam się w co ubrać

Nigdy tego nie rozumiałam. Szafa pełna ciuchów. Wypchana po brzegi. Wylewa się. Stoję. Patrzę. Wgapiam się. Przebieram. W końcu werdykt.
Nie mam się w co ubrać
Dzisiaj rano, kiedy postanowiłam swoją obecnością w pokoju wywrzeć presję na córce, by ubrała się trochę szybciej niż w ciągu 3 godzin, zastałam ją przed szafą. Konkretnie – przed szufladą, w której znajdują się tylko majtki. Ten widok zmienił mój światopogląd.
Te nie, te nie, te nie…
Przebierała w kilku parach, w końcu na dnie jakieś się znalazły, które akurat dziś pasowały do nastroju. Ma prawie 8 lat.
To nie szafa jest winna
To nie brak ciuchów, brak butów, brak torebki, kolczyków, naszyjnika, apaszki, pieniędzy, odpowiedniego koloru. To nie o to chodzi! Ani też nie o nadmiar tu i tam lub niedobór gdzie trzeba. O nastrój. O nastawienie.
Oczywiście, kwestie techniczne pod tytułem za małe, za duże też mają znaczenie. Jednak załóżmy, że wszystko jest już pasujące. Dobrane kolorystycznie, fasonowo i nawet całkiem jeszcze w dobrym guście. Dziś nie mamy się w co ubrać.
No dramat. Nasz kobiecy, codzienny, DRAMAT!
W życiu nie widziałam, żeby syn nie miał się w co ubrać. O ile na miejscu są w miarę sparowane skarpetki i do odnalezienia koszulka, spodnie i bluza, on zawsze ma co na siebie włożyć.
P.S. Minęło 15 minut. Oprócz majtek są i skarpetki. Kolorystycznie grają.
– Mamooo. Jakoś się zagapiłam…
– Yhmm…
– Na taką pogodę… Co ubrać?
Codziennie mamy ten sam zestaw: koszulka, bluza, leginsy, spódniczka. W rozmaitych wariantach, ale od zawsze jest to samo. Poukładane, przejrzane, żeby sama mogła sobie robić własne kreatywne zestawy. A ona się pyta, co ubrać… Hmmmm…
Fot. pixabay.com