Dzień Dziecka inaczej niż zwykle

Babeczki na Dzień Dziecka

Buziaki, uściski, drobiazgi zamiast wielkich i drogich prezentów, lody i babeczki z truskawkami – tegoroczny Dzień Dziecka celebrowaliśmy inaczej niż zwykle.

Było bardzo miło, jak zawsze zresztą, ale bez ciężaru pod tytułem zakupy na dzień dziecka i miejsce na reklamowe nowości. Fajnie jest być asertywnym rodzicem i uczyć dzieci cieszenia się z rzeczy małych.

Właściwie, ich nie trzeba tego uczyć. Dzieci z natury potrafią się cieszyć z małych rzeczy – z obecności, uśmiechu, przytulenia. To my ich uczymy, że prezenty to fajna sprawa, a im droższa (małe dzieci nie znają wartości pieniądza), tym lepsza. Pewnie, że razem z drogim prezentem kupujemy markę, jakość, bezpieczeństwo. Choć i to nie zawsze. Czasami drogie prezenty to całkiem sporo frustracji. Podobnie jak i tanie, tandetne, które potrafią sprawić więcej przykrości, niż radości, jeśli zepsują się zaraz przy pierwszej fajniejszej zabawie.

Cenię sobie zabawki ponadczasowe – klocki drewniane albo plastikowe, ale takie, które pozwalają na kreatywność, a nie każą krok po kroku wypełniać instrukcję. Lubię wszelkie rodzaje kredek, form plastycznych od zwykłej plasteliny, przez modelinę, po nowoczesne masy nigdy nie wysychające (to nie prawda – wysychają). Lubię też gry, książki i prezenty – doświadczenia: wyjścia do kina, zoo, na spacer ze specjalnym podkreśleniem, że to wyjście „z okazji”.

Dzień dziecka to taki dzień, w którym wszyscy mamy święto – i dzieci, i rodzice, bo przecież my też jesteśmy dziećmi 🙂 Taka wspólna rodzinna radość to więc najlepszy sposób na miłe spędzenie tego dnia, a świąteczne lody i babeczki z bitą śmietaną i truskawką ucieszyły wszystkich łasuchów.

– I co, fajny mieliście Dzień Dziecka? – pytam wieczorem.
– Taak! – Mała jest zadowolona. Kredki i lody – czegóż więcej chcieć?
– Nooo… – Młody wyraża swoje uczucia mniej ekspresyjnie.
– Możemy sobie taki robić codziennie? – Córka próbuje kuć żelazo, póki gorące.
– Hmm, może lepiej nie. Jakbyśmy tak codziennie jedli lody i bitą śmietanę, to w końcu by nam obrzydły – (nie mówiąc o efektach ubocznych w boczkach) – a tak mamy radość od święta.

Jakiś czas potem, Mała przychodzi do kuchni.

– A mogę obejrzeć gazetkę?
– Jaką gazetkę?
– No, nie wiem.
– ????
– Mówiliście, że jak odrobię lekcje, to będę mogła obejrzeć gazetkę.
– I co, odrobiłaś?
– Tak, już dawno!
– A! Chodzi ci o gazetkę z zabawkami!

Z lubością przegląda kolorowe strony.

– Mogę wam czytać ceny?

Hmmm…. I tak Dzień Dziecka minął nam miło z lodami i truskawkami, a dziecko marzy. Jakaś kolejna wersja lalki, maszyna do szycia, karaoke. Takie jego prawo. 🙂 Ale my nie musimy się temu poddawać.

mamafit

Hania, nadaktywna mama dwójki, fitnesska, humanistka. Na blogu piszę o zdrowiu, aktywności, rozwoju, relacjach i o tym, jak łapać życie garściami, cieszyć się dziećmi i jednocześnie rozwijać pasje. Tak, można :) Rozgość się :)

Przeczytaj również
Wakacje - jak dla kogo