Crossfit – akcja dla wtajemniczonych

Crossfit - akcja dla wtajemniczonych

Crossfit, a cóż to za szaleństwo, co morduje ludzi po jednym treningu? Muszę to zobaczyć, przeżyć, poczuć.

Pierwsze wrażenie – dziwne. Surowa hala, trochę śmierdzi. Ludzie kulają się po ziemi, biegają po dworze, dźwigają sztangi. Uuuu – będzie ciężko. Zdezorientowana rozglądam się po hali. Brodaty gość pyta, czy mi pomóc. Proszę o wyjaśnienie, co dziś tu z nami będą robić. Nasze stare niewytrenowane kości, kilkukrotnie kontuzjowane, początki procesu zwyrodnieniowego. No nie wiem, czy damy radę…

Tutaj takie oświadczenie

Pani z polecenia pana wszystko nam wyjaśni. Siadamy przy stole, na początek formalności. Chcemy ćwiczyć, podpisujemy oświadczenie, że jesteśmy w pełni świadomi na co się piszemy i w pełni odpowiedzialni za to, co nam się ewentualnie stanie. Ale jak to? Tak do końca to nie jesteśmy świadomi. Właściwie w ogóle. Przyszliśmy zobaczyć, na czym polegają zajęcia crossfitowe, ale żeby mieć tak do końca świadomość zanim porozmawiamy z kimś, kto nam powie z czym to się je? Nie bardzo. A jakie są przeciwwskazania? Kiedy nie wolno ćwiczyć? Pani zapewnia nas, że trener wszystko wyjaśni, ale podpisać formularz musimy, inaczej z treningu nici. Jesteśmy trochę skonsternowani, przejechaliśmy całe miasto w upale, nie chce nam się wracać. Mamy ochotę na te ćwiczenia, nie podoba nam się tylko takie postawienie sprawy. W końcu podpisujemy, pesel zostaje naszą tajemnicą.

Damy radę, czy nie damy?

Chwilę po czasie zaczyna się teoretyczne wprowadzenie. Jest trener. Siedzimy sobie w niewielkiej grupie zielonych, którzy nigdy nie mieli nic wspólnego z crossfitem. Generalnie, crossfit to połączenie treningu siłowego, gimnastycznego i wydolnościowego. Utrzymanie odpowiedniego tempa, różnorodność ćwiczeń, praca całego ciała, obciążenia, intensywność – wszystko to sprawia, że cross fit w szybkim tempie poprawia naszą ogólną sprawność fizyczną i przyczynia się do poprawy sylwetki. Warunek – świadomość swojego ciała, poprawne technicznie wykonane ćwiczenia, uzupełnienie treningu o stretching, właściwe odżywianie i odpoczynek.

Trener tłumaczy zasady, opowiada o co chodzi, pyta nas o różne dolegliwości, schorzenia. Uspokaja, że trening jest skalowalny, a to oznacza, że nawet najtrudniejsze ćwiczenie można zamienić na takie, które każdy będzie w stanie zrobić bez uszczerbku na zdrowiu. Zahacza o tematy diety, zwraca uwagę na jakość treningu i konieczność regeneracji, mówi o rozciąganiu mięśni i powięzi. Uprzedza, żeby nie przekraczać samego siebie za bardzo, to znaczy zwyczajnie mieć świadomość, że trening i nasze ciało też ma swoje granice. Walka z samym sobą jest konieczna do osiągnięcia wyników, ale przekozaczenie prowadzi do nieszczęścia. Daje nam czas na pytania, rozwiewa wątpliwości. Należy mu się piątka.

No to zaczynamy!

Najpierw 8 kółek wokół hali. Niby każdy biegnie swoim tempem, ale wśród biegaczy jesteśmy jak żółwie. Chcemy im dorównać, więc serce skacze mi do nosa już po 3 okrążeniu, ale daję radę. Potem przemarsz krokiem niedźwiedzia, 20 przysiadów, zaawansowana wersja kołyski, dźwiganie skrzyni, wskakiwanie na nią, podnoszenie krążka, biegi. Kilka wybranych ćwiczeń składa się na całą serię, którą mamy wykonać w ciągu 8 minut, każdy w swoim własnym rytmie. Kto nie może wskakiwać, ten wchodzi, kto już nie ma siły biegać, ten idzie.

Walczymy. Wyścig z czasem sprawia, że zapominamy o technice. To właśnie jest pułapka, bo  w takiej sytuacji łatwo o kontuzję. Dobry trener w małej grupie wyłapie poszczególne błędy, ale jeśli zależy nam na zdrowiu, lepiej zacząć ostrożniej, porządnie, niż potem cierpieć z powodu zerwanych więzadeł czy rozklekotanych stawów. Jesteśmy mokrzy. Na koniec krótkie rozciąganie i satysfakcja, że nam się udało. Nie było tak źle jak myśleliśmy. Ćwiczenia w sumie bardzo proste – lepsza rozgrzewka przed porządnym WF-em. Dobrze się czuję. Oddycham pełną piersią, ciało jest przyjemnie rozgrzane, porządnie rozruszane, naoliwione, mocne. Super.

Na drugi dzień czuję uda, pośladki. Był trening, był. 🙂 To mi nie przeszkadza jechać na mój stały trening na milonie. Już się umówiłam, muszę być.

Fot. Na zdjęciu motywacja z depositphotos.com 😉

mamafit

Hania, nadaktywna mama dwójki, fitnesska, humanistka. Na blogu piszę o zdrowiu, aktywności, rozwoju, relacjach i o tym, jak łapać życie garściami, cieszyć się dziećmi i jednocześnie rozwijać pasje. Tak, można :) Rozgość się :)

Przeczytaj również
  • klaudia bojdo

    kurcze, na filmach to tak fajnie wygląda, ale ma to się nijak do twojego opisu 😛 chciałam się zapisać na to cudo ale kurde obawiam się, że moje zastane kości po prostu się połamią w międzyczasie 😀

  • MamaFit

    Klaudia, zapisz się, cudowne uczucie! Tylko trzeba mieć świadomość, żeby nie przesadzić w tej euforii. Dobre kluby oferują też trening skoncentrowany na technice, co jest bardzo ważne na początku. Dzięki temu uczysz się jak poprawnie wykonywać dane ćwiczenie, co Cię zabezpiecza przed kontuzjami. No i głowa – to że jest fajnie to nie wszystko, trzeba pamiętać co można, a gdzie odpuścić. Dasz radę, tylko spokojnie porozmawiaj o swoich obawach z trenerem. Zapisuj się absolutnie, w ogóle się nie wahaj!