Czy już jesteś na samym dnie?

Czy już jesteś na samym dnie?

Jak bardzo chcesz schudnąć? Bardzo? Bardzo bardzo? Mocno? Tak mocno, że musisz? Że oglądając się w lustrze, myślisz sobie, że dziś jest ostatni dzień tego złego i od jutra będzie wszystko inaczej, lepiej? To prawdopodobnie za mało.

Musisz chcieć tak bardzo mocno, że aż czujesz wściekłość. Taki poziom determinacji jest potrzebny, żeby osiągnąć sukces. Musisz spaść na samo dno wszystkich den. Kiedy więc wyjmujesz z szafy te spodnie, które w 7 miesiącu ciąży wiodły zdecydowany prym, a potem okazuje się, że i teraz, czemu nie, są całkiem niczego sobie, to jesteś na dobrej drodze. Kiedy, myśląc o przegapionym treningu, wcinasz batonika, punkt dla ciebie. Kiedy, spoglądając na wysportowaną dziewczynę, czujesz coś na kształt zazdrości, wiedz, że zbliżasz się właśnie do tego punktu, co trzeba.

No dobrze, wkręcam cię. Trochę. Wystarczy, kiedy po zimie nie możesz zapiąć bluzki i to nie z powodu biustu, który nagle powiększył się o dwa rozmiary. Wystarczy, kiedy noworoczne postanowienie puka do ciebie w maju, mówiąc „A co ze mą? Kiedy ja?” Wystarczy, kiedy na wakacjach zakładasz na strój kąpielowy koszulkę lub pareo, „żeby słońce za bardzo cię nie poparzyło”. Wystarczy.

Co masz do stracenia?

Wszystko jest w porządku, kiedy lubisz siebie. Kiedy stwierdzasz z zadowoleniem, okej, urosłam, spodnie się skurczyły, kupię sobie lepsze. Fajnie jest chodzić na zakupy co kwartał. Nie jest okej, kiedy oszukujesz sama siebie. Mówisz sobie, dosyć, ale nic z tym nie robisz. Pogłębiasz swoją frustrację. Nie lubisz siebie. Chowasz się pod ubraniem, bo stylistka powiedziała, że w tym i w tym będzie ci dużo lepiej. No, jest ci lepiej, ale czy jest tak, jak ty chcesz? Czy dobrze się ze sobą czujesz? Czy możesz na sobie polegać? Czy ty – twoje ciało i twoja dusza, twój umysł to jeden, fajny, całościowy organizm? Komplet? Czy coś jednak nie gra i dobrze wiesz, że nie gra. I chcesz to zmienić ale nie masz wystarczająco dużo siły?

Też tak kiedyś miałam.

Wydawało mi się, że jak nie będę jadła przez dwa tygodnie, to będzie super. Że jak kupię sobie krem antycellulit to mi pomoże. I że jak zacznę akcję na miesiąc przed weselem kuzynki, to efekt będzie oszałamiający. Był. Obwisłe ślady po cyckach, szara cera, podkrążone oczy, rozwinięty cellulit i wielka trzydrzwiowa szafa na cztery litery. Znasz to skądś?

Coś ci powiem. Nigdy nie jest za późno. Tak wiem, banał. Taki sam jak ten, że na ciebie nic już nie działa, że wszytkiego już próbowałaś. Jeśli nie masz przeciwwskazań zdrowotnych, twoje banały są w twojej głowie. Jak większość wszystkiego, co nas ogranicza i nie pozwala nam się rozwijać. Znamy tysiąc udanych wymówek, racjonalizacji, tłumaczeń. I jeśli ci z nimi dobrze, nic nie rób. Jeśli źle, to już jest dobrze. Bo to znaczy, że zaczynasz dotykać dna. A na dnie nie jest wygodnie. I czujesz to silne pragnienie, żeby się wydostać. I to jest ten moment, w którym możesz sobie pogratulować, bo to właśnie jest początek zmiany.

Zatem, do zobaczenia!

P.S. Jeśli chcesz naprawdę zacząć od dziś, a nie od jutra, nie od pojutrza i nie od za tydzień, zapisz się na newsletter.

mamafit

Hania, nadaktywna mama dwójki, fitnesska, humanistka. Na blogu piszę o zdrowiu, aktywności, rozwoju, relacjach i o tym, jak łapać życie garściami, cieszyć się dziećmi i jednocześnie rozwijać pasje. Tak, można :) Rozgość się :)

Przeczytaj również