Rodzinne atrakcje nad morzem

Ocean Park Władysławowo

Co jak co, ale polskie morze to jest moja wielka miłość. A z miłością to tak jest niestety jak z różą – piękna, ale zranić potrafi. No. Więc żeby sobie ból zminimalizować, bo prognozy były fatalne, a termin urlopu nieelastyczny, wzięłam się za poszukiwanie miejsca z basenem pod nosem, żebyśmy się nie pozabijali w razie niepogody.

Znalazłam świetną miejscówkę w Jastrzębiej Górze, polecam zupełnie bezinteresownie. Albo nie! 🙂 Potem nie będziemy mieli gdzie nocować 😉

No ale dobrze, zajechaliśmy. Podróż miała trwać zaledwie 3,5 godziny, jechaliśmy dobre 7. Autostrada zapchana jak słoik z ogórkami. Ale kwatera piękna, basen jest, morze pachnie, niebo błękitne – WAKACJE! 🙂 Mieliśmy do dyspozycji tylko tydzień. I aż tydzień. Tydzień spania do dziewiątej i chodzenia spać o której się podoba. Tydzień oddychania, spacerowania, zwiedzania, robienia co się chce, bo są wakacje.

A na wakacjach – razem czy osobno?

Na wakacjach każdy chce robić co chce. Co nie znaczy, że wszyscy chcemy robić to samo. Tak. Jakie to typowe. Nie dogodzisz.

Kiedyś kupię sobie skuter i będę pomykać tam gdzie chcę. Gdzie JA chcę. A oni niech sobie robią, co chcą. Każdemu po swojemu.

No ale w końcu są wakacje, dogadać jakoś się trzeba i parę fajnych rzeczy RAZEM też przydałoby się zrobić.

Ja was zmęczę, czyli jakaś atrakcja być musi!

A ponieważ pogoda z dnia na dzień zapowiadała nadchodzący pojutrze deszcz, to ten jutrzejszy miał być właśnie tym, w którym wybierzemy się do Ocean Parku we Władysławowie, który miał się stać główną atrakcją sezonu. Jak mówi ulotka, jest tam 50 modeli zwierząt oceanicznych w skali 1:1, Zabawolandia, czyli plac  zabaw ze ślizgami i trampolinami (to głównie dla tych ślizgów tam pojechaliśmy, żeby się porządnie wyszumieć), lunapark, żywe rekiny i ryby tropikalne, piękny wodospad, chatka LEGO, escape room, gadający wielorybek i inne ciekawostki. Szykował się więc dzień niezapomnianych wrażeń od rana do wieczora. Warunkiem dobrej zabawy jest jednak pogoda, bo większość atrakcji znajduje się na świeżym powietrzu, jak zapewniła nas pani przez telefon (strona internetowa tymczasowo nie działała, a lepiej być dobrze przygotowanym i dowiedzieć się wszystkiego zawczasu).

No to rozpoczęło się planowanie i szykowanie na wielką wyprawę. Czy lepiej przed południem, czy lepiej po? Może jednak po południu, po obiedzie, żebyśmy zaraz nie byli głodni, bo znowu będą chcieli te głupie frytki… No i trzeba zostawić psa.  Przecież nie będziemy go trzymać w upale w zamkniętym aucie, bo do Oean Parku nie wolno z psami przychodzić. No w sumie co dziwnego, jak z psem pójdziesz na zjeżdżalnię i do basenu!

Zdecydowaliśmy, że pojedziemy po obiedzie.  Po południu miał być jakiś koncert – jeszcze jedna atrakcja. Wodne szaleństwa i w tle koncert – może być całkiem fajnie 🙂

Jak to z nami, szykowania z godzinę: stroje kąpielowe, ręczniki, bułki, woda, ulotka.

– Gdzie jest ulotka!?!
– Nie wiem!
– A kto ją miał ostatnio?
– Dalej pospieszcie się, bo w życiu nie dojedziemy! A jutro ma padać i już nigdy nie pojedziemy!

Wreszcie po krótkim i rzeczowym pożegnaniu z psem…

– Zostań!

Pies z uszami po sobie siedzi zmartwiony na kocyku i boi się ruszyć, ale lepiej tak niż przedłużać mu stres w nieskończoność lamentami i całuskami jak z trzylatkiem odprowadzanym do przedszkola.

…Zapakowaliśmy się i wyruszyliśmy.

Kierunek – Ocean Park Władysławowo

Podekscytowani, z gps-em pod ręką, jedziemy! Wybrać się naszą czwórką gdzieś to jakbyśmy szykowali się na Mount Everest – przygotowań nie ma końca! W torbie wszelkie niezbędne do zabaw na ślizgawach akcesoria, nawet dmuchane rękawki dla bezpieczeństwa. Nareszcie, w tempie 10 km na godzinę, dojeżdżamy na miejsce. Przed nami spory parking, słońce daje jak na pustyni.

Ustawiamy się w kolejce po bilety. Wejście 21 zł bilet ulgowy i 27 zł normalny, w dniu koncertu do godziny 14.30 w cenie są też bilety do lunaparku, które normalnie są płatne oddzielnie. Zdążamy na promocję w ostatniej chwili. Ostatni ze wszystkich ociągających się z wyjściem z domu oddycha z ulgą – by było znowu na niego.

Mając bilety idziemy ścieżką lekko pod górę i jakieś 100 – 200 metrów. Może 50, ale w upale każdy krok ciężki. Na wstępie wita nas wielki dinozaur – krokodyl. Znajdujemy się jakby na brzegu krateru. W dole otwiera się widok na cały Ocean Park – w dali widać ogromnego wieloryba, karuzele, domki, plac zabaw…

Plac zabaw.

Plac zabaw!

Czy ja jestem jakaś głupia? Te wodne zjeżdżalnie, co miały nam dostarczyć tyle emocji, to właśnie to, co widzimy? Malutkie rury do zabawy dla najmłodszych i dwa dmuchańce? Oszustwo! Jak można dać takie zdjęcie na ulotkę!?

…. No kto jak kto, ale akurat ja z racji zawodu i obracania się w tematach marketingowych powinnam być wyczulona na treści prezentowane w ulotce. Z drugiej strony, warsztat piarowca mówi, że ulotka to także, a może przede wszystkim, źródło informacji. I choć grafik ma pewne możliwości, to jednak prezentowane na ulotce zdjęcie aqua parku a ten przedstawiający nam się w rzeczywistości malutki plac zabaw to totalnie, kompletnie, cholernie głupio dwa różne światy!

Kiedy oczekujemy zbyt wiele

Tak. Emocje były. Bynajmniej nie takie, jakich wszyscy oczekiwaliśmy. Mi było głupio, że dałam się tak łatwo nabrać na zdjęcie pokazujące park wodny i nie upewniłam się, że rzeczywiście to co widzę, to to jest to. Tacie, że jak wielbłąd nosi te torby (szczęście, że nie wzięliśmy dmuchanej płaszczki!!!), Młodemu, że został zwyczajnie wyrolowany i on na taką dziecinadę to naprawdę nie ma ochoty i Małej, która chce zawsze, żeby było miło i była z nas wszystkich najdzielniejsza najdłużej.

– No bo przecież jednak może być całkiem fajnie!

Ale w końcu, doprowadzona do ostateczności, pękła i łzy trysnęły z jej ślicznych oczu.

Jak to zwykle w takich chwilach, łatwo nie jest, ale…

– Cieszmy się z tego co jest, no trudno. – Próbowałam robić dobrą minę do złej gry i podtrzymać morale załogi. – Daliśmy się wszyscy zrobić w bambuko, obejrzymy co tu jest ciekawego do obejrzenia i wracamy. Okej?

Okej czy nie okej, naturalnie podzieliliśmy się na dwa obozy. Męski – ten gorszy. I damski – wiadomo jaki 😉 Damy w połowie korzystały z dobrodziejstw placu zabaw, w połowie łapały słońce. Męski obóz coś sobie wyjaśniał, a po pół godzinie dołączył do nas już bez chmury gradowej. Po rodzinnych pertraktacjach, nastąpiło długie oczekiwanie w kolejce do trampoliny – być może jedynej atrakcji tego miejsca, zwłaszcza dla Młodego.

Powoli dobre humory zaczęły wracać. Oglądaliśmy morskie stwory, wielkie tak, że czułam się przy nich jak mucha. Udało nam się też dostać na spotkanie z gadającym Wielorybkiem. I to była ciekawostka! Bo jak Wielorybek widział i słyszał, i od razu reagował?! I w jakim programie to zrobili? I musiał być dobry komputer, z dobrym czymś tam!

Już jest dobrze

Potem tajemnica tonącego statku i ukryte wskazówki. Gdyby nie moderacja opiekunki byliby się utopili, ale generalnie bawili się dobrze. Uwaga, tu zapraszana jest grupa 15 dzieci w wieku od 10 lat, jeśli dobrze pamiętam. Bez rodziców raczej.

Potem sesja zdjęciowa z pingwinami, czerwonym wielkim krabem i morskimi stworami wielkimi na wysokość pierwszego piętra. Albo i lepiej. Wodospad – no był. 🙂 Choć daleko mu do tego z ulotki, ale akurat tu przyjęliśmy różnice z prawdziwą godnością, a wręcz obojętnością. Wyraźnie widać, że zdjęcie to nie oryginał.

Na koniec miły akcent w tzw. lunaparku – pędząca kolejka i elektryczne samochody, a przy wyjściu  niespodzianka w sklepiku z pamiątkami w zamian za ulotkę.

Ocean Park żegnaliśmy w rytmie disco polo. Impreza dopiero się rozkręcała i miała tak trwać aż do 23.00.

W sumie wyjazd bardzo udany. Polecam zwłaszcza z młodszymi dziećmi w wieku 4 – 9 lat, ale i starsze mimo wszystko znajdą coś dla siebie 🙂 A wątek edukacyjno – inspirująco – zabawowy zawsze jest dobrym wyjściem na rodzinne wypady. Tylko nie bierzcie strojów kąpielowych! 😉

A chatka Lego to namiot ze sporej wielkości klockami, dobre dla dwu, trzylatków.

Oto ulotka. Jak mogłam się tak nabrać na obrazek dotyczący Zabawolandii i pomyśleć, że będziemy zjeżdżać do basenu? No jak!? 🙂 Człowiek głupi się rodzi i głupi umiera 😉 Ale w sumie, było fajnie, więc o co mi chodzi? 😉

Ocean Park ulotka

Niestety, nikt nie dał się namówić na inne rodzinne atrakcje, np. wycieczkę do Łeby. Ale w Fokarium na Helu byliśmy! Zwiedziliśmy też dom do góry nogami – ciekawe doświadczenie, ale o tym następnym razem. I spotkaliśmy Nelę Małą Reporterkę – niebawem wywiad z tą niezwykłą 11-latką. Słowem – przeżyliśmy cudowny aktywny tydzień pełen wrażeń.

Pogoda mimo prognoz była całkiem niezła, choć parawaning nam nie groził. Po pierwsze ze względu na pogodę, po drugie – plaża w Jastrzębiej Górze jest naprawdę bardzo szeroka. Jest też wielki klif, więc zejście na plażę z wózkiem zwykle jest dość utrudnione.

Zapisz

Zapisz

Zapisz

mamafit

Hania, nadaktywna mama dwójki, fitnesska, humanistka. Na blogu piszę o zdrowiu, aktywności, rozwoju, relacjach i o tym, jak łapać życie garściami, cieszyć się dziećmi i jednocześnie rozwijać pasje. Tak, można :) Rozgość się :)

Przeczytaj również
Wakacje - jak dla kogo
  • często na miejscu okazuje się nietak, dlatego warto być otwartym na taką ewentualność, choć logiczne, że buntujemy się, bo ma być idealne…