Czarny poniedziałek – mój pierwszy w życiu strajk
Urodziłam się w latach siedemdziesiątych. Pamiętam kartki, kolejki, notoryczny brak prądu, godzinę policyjną, teleranek i zakrzywianie rzeczywistości przez historyków i władze. Pamiętam drastyczne podwyżki, ocet na półkach, fartuszki i tarcze. Zwisałam godzinami na trzepaku, nikt nikogo nie musiał zapraszać do domu, zdzwaniać się, umawiać na trzy tygodnie przed. Z mojego dziecinnego punktu widzenia, było fajnie.
Drzwi zawsze stały otworem, ludzie byli przyjaźnie do siebie nastawieni, a smak kogla – mogla i chleba ze śmietaną i z cukrem pamiętam do dziś. Czasy transformacji przeszły obok, bo trafiły na moment w moim życiu, kiedy ważniejsza była dla mnie młodzieńcza miłość. Studia i pierwszą pracę zaczynałam już w demokracji. Przez dwadzieścia ostatnich lat kraj zmienił się bardzo, a jeśli wziąć przekrój przez zmiany społeczno – gospodarcze w ciągu całego mojego życia, Polska tamta i ta to dwa odmienne światy. Nie zmieniło się jedno. Nadal jedną z ważniejszych wartości jest wolność.
I właśnie w imię tej wolności założyłam wczoraj czarny strój i stanęłam obok tysięcy Polek i Polaków, strajkując.
Czarny poniedziałek
Czarny poniedziałek to według narodowych mediów strajk liberalnych środowisk przeciwko ustawie antyaborcyjnej. Nieprawda.
#czarnyponiedziałek to wypowiedź matek i ojców, kobiet i mężczyzn świadomych. Tych, którzy chcą mieć prawo wyboru. Tych, którzy mają swoje zdanie. Tych, którzy chcą mieć możliwość podejmować samodzielne decyzje we własnej sprawie.
Tych, którzy już wychowują niepełnosprawne dzieci. Tych, którzy nie mogą doczekać się pomocy. Tych, których nie stać na godne wychowanie dziecka, a często nawet i na leczenie. Tych, którzy domagają się prawdy i szacunku. Najpierw szacunku dla tych, którzy już są. I których nie traktuje się z godnością.
Czy wiesz, że?
Wychowanie niepełnosprawnego dziecka to codzienny trud, dzień i nocą? Kto jest odpowiedzialny za dziecko? Zwykle matka, czasem ojciec. Obciążeni – cała rodzina. Państwo nie pomaga w wystarczający sposób. Możesz liczyć na 1% z fundacji (z czego może opłacisz, a zwykle nie) leki, buty, pieluchy, sprzęt rehabilitacyjny, opiekę 24 godziny/ dobę. Czasem jest to 400 złotych rocznie, czasem 10 tysięcy. Jeśli matka rezygnuje z pracy, by zajmować się chorym dzieckiem, traci źródło dochodu. Próbujesz funkcjonować „normalnie”, chcesz mieć większą rodzinę albo nie możesz zajmować się chorym człowiekiem – całodzienna opieka nad dorosłym niepełnosprawnym to około 3 tysiące na miesiąc. Żyj tak. Pani Profesor Pawłowicz, może Pani powie, jak w takiej sytuacji żyć? Jest Pani pewna, że matka niepełnosprawnego dziecka wskoczyła pierwszemu lepszemu facetowi do łóżka? I dlatego urodziła? I dlatego wychowuje? I dlatego chce mieć wybór? I dlatego chce mieć wpływ na to, co będzie się z jej dzieckiem działo, kiedy ona nie będzie mogła go wychować, bo umiera na raka? Naprawdę tak Pani sądzi?
Zajmijmy się najpierw tymi, którzy są. Szanujmy siebie nawzajem, traktujmy z godnością, podchodźmy do każdego indywidualnie.
Jeśli chcesz kogoś osądzić – zrób to. Rzuć kamieniem. Może spalenie na stosie będzie dobrym sposobem? To Twoja sprawa. Masz wybór.
Ja też chcę mieć wybór
Nie tylko w sprawie aborcji. W każdej kwestii. Chcę, kiedy będę miała taką potrzebę, sięgnąć po tabletki antykoncepcyjne. Albo powiedzieć „nie” i oczekiwać, że druga strona moje zdanie uszanuje. Chcę, aby naprawdę szanowano człowieka. Dzieci nie powstają w kapuście! Jest najpierw jakieś „zanim”. Chcę żyć w cywilizowanym kraju, gdzie nie mówi się, że białe jest czarne. Życie nie ma tylko dwóch odcieni, a molestowane dzieci nie proszą o gwałt na ciele i duszy. I dlatego w poniedziałek 3 października 2016 roku strajkowałam przeciwko decyzjom, które zabierają wybór, są pogwałceniem prawa i sprowadzają każdą jednostkę do jednego mianownika. Nie jesteśmy wszyscy jednakowi. Mamy wolną wolę. Jeszcze.
#czarnyponiedziałek #strajkuję
Fot. Mateusz Budzisz